Tym przepisem zaczynamy serię #ObiadNiedzielny! Serię pełną przepisów czerpanych od moich Babć lub Mamy.
Jako dziecko dużo jeździłam na kolonie, a jakie jest stołówkowe jedzenie w OŚRODKACH WYPOCZYNKOWYCH nie muszę chyba nikomu tłumaczyć. Dlatego też całe TURNUSY (2 tygodnie!) zasilaliśmy nasze zmęczone PODCHODAMI i AKTYWNOŚCIAMI NA ŚWIEŻYM POWIETRZU oraz ZBIÓRKAMI młode organizmy czekoladą, zupami Vifon oraz czipsami. Oczywiście pytanie “kto bierze czajnik” było obowiązkowym punktem przedwyjazdowego programu. Ten kto go wziął był przecież drugim najfajniejszym człowiekiem na kolonii – zaraz po tym który wziął głośniki.
Tak wyglądały kolonie z mojej perspektywy, za to dla mojej Mamy pewne były 2 rzeczy: że za 14 dni skończy się jej czas świętego spokoju i wolności (tak sądzę teraz, ale dawniej oczywiście wyobrażałam sobie jak muszą zalewać ją łzy tęsknoty…) oraz to, że jak wrócę będzie musiała zrobić dla mnie “kotlety mielone i rosołek”. Taką prośbą kończyła się bowiem każda nasza telefoniczna rozmowa w czasie kolonii.
Poniżej przedstawiam Wam zatem ten właśnie przepis na kotlety mielone mojej Mamy, zaznaczę tylko że kotletów mielonych z innego źródła nie biorę do ust. W przepisie znajdziecie mięso wieprzowe z szynki, wiele osób używa łopatki wieprzowej, ale jest to wersja tłustsza – moim zdaniem zupełnie zbędna. Jeśli chodzi o dodatki kontrowersyjna jest bułka, na wielu blogach czytałam że jest należy ją pominąć, ale ja się z tym nie zgadzam. Dzięki bułce kotlety są bardziej “puszyste”, a mięso nie jest zbite. Nie trzeba też namaczać czerstwej bułki w mleku, moim zdaniem dodanie bułki tartej i kilku łyżek wody w zupełności wystarcza. Ponadto ja od siebie dodałam do tego przepisu chilli i sezam do panierki – jeśli chcecie zrobić wersję tradycyjną – pomińcie te dwa składniki.
PS Pamiętajcie o tym aby mięso mielone było dobrej jakości! Nie kupujcie mięsa już zmielonego! Najlepiej wybrać ładny kawałek w sklepie mięsnym i zmielić go w domu lub poprosić o zrobienie tego w sklepie.
Jako dodatek do tego obiadu polecam oczywiście młode ziemniaki z masłem i koperkiem, oraz bardzo wiosenną – duszoną młodą kapustę! Nachodzi mnie na nią ochota, kiedy tylko straganach pojawiają się te jasnozielone główki. Nie ma lepszego dodatku do wiosennego obiadu niż duszona, z cebulą i koperkiem młoda kapusta. Przyznam się Wam, że zazwyczaj pierwszą porcję, w danym roku, zdarza mi się zjeść łyżką prosto z garnka…i na obiad niewiele już zostaje.
CO I JAK
DUSZONA MŁODA KAPUSTA:
- Kapustę kroję na pół, płuczę, a następnie kroję w cienkie piórka.
- Cebulę obieram i kroję w piórka.
- Kapustę i cebulę przekładam do dużego garnka, doprawiam solą i pieprzem.
- Dolewam wodę i całość duszę, pod przykryciem, przed ok. 20-25 minut*.
- Co jakiś czas mieszam, pilnując aby warzywa się nie przypaliły.
- Na małej patelni rozpuszczam masło, dodaję mąkę i smaze mieszając przez minutę.
- Powoli wlewam wodę z garnka z kapustą (ok. 1 chochla) i mieszam aby mąka się rozpuściła.
- Tak przygotowany sos wlewam do garnka z kapustą, zagotowuję mieszając i zdejmuję z ognia.
- Koper myję i drobno siekam. Dodaję do kapusty i całość mieszam. Podaję na ciepło.
KOTLETY MIELONE:
- Cebulę obieram, myję i kroję w bardzo drobną kostkę.
- Na maśle, na bardzo małym ogniu, szklę cebulę – przez ok. 15-20 minut.
- Do dużej miski przekładam mielone mięso, jajko, wodę i ewentualnie posiekane drobno chilli.
- Dodaję zeszkloną cebulę, bułkę tartą, sól (min.1 łyżeczka) i świeżomielony pieprz.
- Całość mieszam dłońmi, do czasu aż składniki dokładnie się połączą.
- Próbuję czy mięso jest odpowiednio doprawione dotykając go językiem (nie jedząc!)**.
- Z mięsa formuję kotlety, obtaczam je w bułce tartej i ewentualnie w sezamie.
- Na patelni rozgrzewam olej i obsmażam kotlety z każdej strony (również z boków)
- Ogień zmniejszam do średniego i smażę kotlety przez ok. 15 minut, pilnuję aby ich nie spalić.
- Kotlety podaję od razu z młodą kapustą i gotowanymi młodymi ziemniakami z koperkiem.
*Do czasu aż kapusta będzie miękka, ale nie rozgotowana – u mnie: ok. 20-21 minut.
**Powinno być trochę bardziej słone niż smak, który chcemy uzyskać finalnie (w czasie smażenia straci odrobinę “słoności”).